czwartek, 12 lutego 2015

Rozdział 10 - Ryan

   Z moich ust wydarło się ciche jęknięcie. Mój oddech nie stawał się spokojniejszy, a nawet powiedziałabym, że z każdą sekundą, głośniej dyszałam. Wraz z zatrzaśnięciem się drzwi, lampy zgasły. W kotłowni zapanowała totalna ciemność. Po omacku wdrapałam się po schodach i nacisnęłam na klamkę, jednak jak się spodziewałam drzwi były zamknięte.
   -No świetnie, zamknął mnie tutaj - powiedziałam szeptem do siebie, pocierając dłońmi swoje ramiona, ponieważ do kotłowni wdarł się zimny powiew.
Przysiadłam na chłodnych schodach i próbowałam pozbierać myśli. Nie rozumiałam zbytnio co chciał mi dać Ryan do zrozumienia mówiąc, że nazywa się Gonzales. Zna mojego brata, to pewne. Jednak gdzie mogli się spotkać? Raczej nie urządzili sobie radosnej pogawędki, podczas uprowadzenia mojego brata. Nie prawdopodobne także, by poznali się wcześniej. Ryan jest dilerem żywych ludzi od wielu lat, zaś Rev od dziecka siedzi wraz ze mną w agencji. To byłoby niemożliwe, by kiedykolwiek się widzieli, a co dopiero rozmawiali ze sobą. Nie słyszałam nigdy o jakimś zaginionym członku rodziny, a już na pewno o osobie, która ma to samo nazwisko co ja. Kim my z Rev dla niego jesteśmy, że jego reakcja była tak zaskakująco nienormalna?
   Wszystkie te myśli nie dawały mi spokoju, dopóki nie usłyszałam dźwięku zamka w drzwiach. Pędem zbiegłam schodami i wbiegłam w jeden z ciemnych korytarzyków. Przysiadłam w jednym z kątów między ścinami i nasłuchiwałam.
Drzwi otwarły się z lekkim skrzypnięciem, robiąc na dole promień światła, wraz z cieniem tajemniczego przybysza. Ktoś zaczął schodzić schodami, cicho pomrukując pod nosem.
   -Gdzie to cholerne światło!? - zadźwięczał głos Harry'ego, a moje ciało zdrętwiało.
Dałabym sobie rękę uciąć, że w tym samym momencie zaczęłam się trząść. Słyszałam jak chłopak dłońmi klepie ścianę w poszukiwaniu włącznika. Po chwili ledwo świecące żarówki ponownie zapaliły się.
   -No kurwa, wiele dają te lampy! - skomentował krzykiem Harry. - ale tu zimno.
Skuliłam się mocniej w kącie, kiedy usłyszałam jego kroki przemierzające pomieszczenie kotłowni. Ja skryta byłam w jednym z  korytarzy prostopadle padających na pokój. Próbowałam spokojnie oddychać i modliłam się w duchu, by znalazł to czego szuka i wyszedł. Piwnica była na prawdę zimna i w pewnej chwili poczułam jak katar zaczyna spływać mi z nosa. Wzbraniałam się, by podciągnąć nosem, ponieważ wywołałoby to z pewnością słyszalny hałas. Byłam już strasznie podenerwowana tym, że chłopak cały czas przewraca wszystko w poszukiwaniu czegoś i nie ma zamiaru wyjść. Co jakiś czas widziałam go jak przechodzi i w tych momentach najbardziej modliłam się, by czasem nie spojrzał się w głąb korytarza, gdyż sądziłam, że pomimo wszystko widać mnie jak na dłoni.
   -Sobers?! - zaryczał głos Ryana z góry.
   -Czego kurwa chcesz Gonzales?! - odkrzyknął Harry, spoglądając na szczyt schodów. - jestem kurwa zajęty. Szukaj lepiej uciekinierki, bo Zayn nas powiesi!
   -Ktoś mówił, że zauważył ją w górnych partiach budynku, także nie masz co jej szukać w kotłowni.
   -Nie szukam tej dziewczyny! Tymczasowo mam jej dosyć, choć zastanawiałem się nad jej kupnem.
   -Chyba jesteś świadom, że ona nie idzie na sprzedaż. Za bardzo odpowiada Shamonowi.
   -Jeszcze zobaczymy, jest tak wkurwiająca, że Zayn ją w końcu wywali - odpowiedział pewny siebie Harry. - a następnie kupie ją. Zapanowała chwila ciszy, w której Harry powrócił do poprzedniej czynności, czyli robienia większej gemeli w kotłowni.
   -Cholera, gdzie jest ten zapas broni?! - odezwał się chłopak o kręconych włosach.
   -Dobra idź poszukaj swojej przyszłej żony, a ja znajdę broń - zaproponował Ryan, a do mojego mózgu wkroczyły czarne myśli.
Przecież Ryan jest świadom, że mnie tutaj zamknął i wie, że tutaj nadal jestem. Odkąd przeszedł mu szał, który dostał, odczuwałam z jego strony lekką nienawiść do mnie. Choć konkretnie nie dał mi tego do zrozumienia, dało się to wyczuć z jego postawy. Czy on chce się mnie pozbyć? I tak po prostu zastrzelić?
   -Dobra z tego co mówił Martin muszą być gdzieś w tych drewnianych pudłach - oznajmił, zaś po chwili o mało co nie wylądował na ziemi. - kurwa kto tak rozpieprzył te pudło, mógłbyś to sprzątnąć Gonzales, bo bym się zabił.
   -Jasne, idź już - odparł Ryan i w tym samym momencie, gdy Harry zatrzasnął drzwi, zgasło światło. Nastała głucha, niezręczna cisza, słychać było tylko oddech chłopaka, który stał w pomieszczeniu kotłowni. Po chwili usłyszałam ostre przeładowanie broni, a wraz z tym chłopak zaczął poruszać się po piwnicy, a jego szuranie butami napięło atmosferę. Rozglądnęłam się w poszukiwaniu ratunku. Po mojej prawej stronie stało jedno z drewnianych pudeł, a na nim jakiś napis czerwoną czcionką, której przez ciemność nie zdołałam przeczytać. Sięgnęłam jak najciszej ręką w stronę odłamanej jednej bocznej deski pudła. Moja dłoń zetknęła się wpierw z czymś co cicho zaszeleściło pod naciskiem, odgadłam, że musi być to siano, którym zapycha się skrzynie, by ich zawartość nie uległa szkodom podczas transportu. Następnie musnęłam coś zimnego i twardego. Po omacku poznałam, że to pistolet. Odsapnęłam cicho, a moje mięśnie lekko rozluźniły się. Powoli podniosłam się z ziemi i ruszyłam korytarzem w stronę kotłowni. Broń trzymałam cały czas przed sobą w wyprostowanych w łokciach, rękach. W tym samym momencie kiedy weszłam do pokoju światło zapaliło się. Automatycznie wycelowałam w Ryana. Chłopak odwrócił się i zaskoczony podniósł ręce do góry.
   -Co ty robisz Elsa? - zapytał z lekkim przerażeniem w głosie.
   -Nie pozbędziesz się mnie - odparłam, nie spuszczając z niego wzroku.
Ryan pomału opuścił ręce, a na jego twarzy zagościł drwiący uśmiech.
   -I co masz zamiar mi zrobić nienaładowaną bronią? - zaśmiał się.
   -Skąd wiesz, że nie przeładowałam?
   -Nie słyszałem, byś to zrobiła.
   -Skąd wiesz, że nie wcześniej? - cały czas celowałam prosto w jego klatkę piersiową.
   -Ponieważ wzięłaś ją z pudła, a jest to nowo kupiona broń bez naboi - powiedział i podszedł kilka kroków bliżej mnie.
   Jego ręka w której trzymał swój pistolet wycelowała we mnie. Drugą rękę trzymał luźno w kieszeni. Przymknął jedno oko, a ja opuściłam ramiona i zacisnęłam oczy. Rozległ się strzał. Chwile zajęło zanim mój mózg zrozumiał, że żadna z moich części ciała nie jest poszkodowana. Spojrzałam na Ryana, a on się uśmiechał i ruchem głowy wskazał bym się odwróciła. Za sobą ujrzałam ogromnego szczura, który w tym momencie leżał zabity we własnej plamie krwi. Odskoczyłam przerażona i wpadłam na chłopaka, który objął mnie ramieniem.
   -Czyli nie chciałeś mnie zabić? - spytałam zdziwionym głosem, patrząc mu w oczy.
   -Żartujesz? Miałbym zabić własną siostrę?
   -Co?! - wykrzyknęłam. - jak to siostrę?
   -Przecież ci mówiłem - odparł, jakby od niechcenia i przysiadł na jednym z pudeł.
   -Ale ja tego nie rozumiem, nie widziałam cie nigdy na oczy. Nie znam cie. Nie wiem kim jesteś.
   -Nasza matka, Anna Gonzales, urodziła wpierw mnie, po dwóch latach urodziliście się wy.
   -Opowiedz mi jak to możliwe, bo ci nie ufam.
   -I ci się nie dziwie Elsa, byłaś wychowywana dość rygorystycznie.
   -No ciekawe jak ty byłeś - wtrąciłam i skrzyżowałam ręce na piersi. - gadaj!
   -Mamy innych ojców, mojego zabiłaś wczoraj - powiedział to z taką lekkością, jakby to była błahostka, za to mój żołądek skręcił się w supeł.
   -Ja, ja... ja nie chciałam, ja. - nie wiedziałam zupełnie co powiedzieć. Chłopak wstał i mocno przytulił mnie do siebie.
   -On nie był moim ojcem, już od dziecka nie kazał, bym tak na niego patrzył, właściwie sam chciałem go zabić - powiedział i ucałował mnie w głowę. Zdziwiła mnie jego bezpośredniość.
   -W każdym razie, urodziłem się i mój ojciec mnie uprowadził, grożąc naszej mamie, że ją zabije, gdy zacznie mnie szukać. Nasza mama prędko znalazła sobie drugiego faceta, który obiecał, że ją obroni i tak też jest do dnia dzisiejszego, z tego co wiem. Dowiedziałem się tego wszystkiego kiedy twoi rodzice, a moja mama dostali zlecenie na zabicie mojego ojca i odbicie mnie. Jednak jak wiesz nie za bardzo im to wyszło i choć oczywiście nie brałem w tym udziały to wiem, że mój gang chciał wybić całą naszą rodzinę - przerwał i chwycił mnie za rękę.
Słuchałam całej jego opowieści z maksymalnym skupieniem i otwartymi ustami. Nie mogłam w to wszystko uwierzyć i właściwie nie chciałam mu wierzyć. Czułam się jak zdradzona przez najlepszego przyjaciela, choć żadne inne więzi, prócz krwi nie łączyły mnie z Ryanem. Również nie była to jego wina, że został skazany na wychowywanie się w takich okolicznościach i takich miejscach. Jednak fakt, że jego bliscy uczestniczyli w próbie zabicia mnie i moich bliskich strasznie mnie odrzucała od chłopaka. Wyrwałam gwałtownie swoją dłoń z jego ujęcia.
   -Wiem, że patrzysz na mnie jak na współczłonka tamtej akcji, ale byłem mały równie jak wy i właściwie nie miałem pojęcia co to wszystko znaczy. Poza tym wy jesteście moją rodziną, czyli byłbym także poszkodowany.
   -Nie jesteśmy twoją rodziną, jesteś tacy jak oni! Przyznałeś się z łatwością do tego, że sprzedajesz ludzi! - krzyknęłam, a kilka łez spłynęło po moim policzku. - jesteś niczym, słyszysz! Jesteś kurwa niczym!
Chłopak mocno chwycił mnie w objęcia i oparł plecami o ścianę. Rękoma próbowałam go uderzyć jednak sprawnie przygwoździł je nad moją głową. Naparł swoim ciałem na moje, przez co mnie unieruchomił. Swoje czoło oparł o moje.
   -Już uspokój się El - powiedział spokojnie.
   -Nie mów tak do mnie - odpowiedziałam płacząc.
   -Nadal jestem twoim bratem i tego faktu się obydwoje nie pozbędziemy. Obiecuje, że ci pomogę, tylko zaufaj mi! Przysięgam, nie oszukam cie i zrobię wszystko co w mojej mocy, by nas stąd uratować, a jak nie nas to chociaż ciebie. Jasne? Zaufasz mi? Jak siostra bratu, tak jak ufasz Rev.
   -Tak jak ufam Rev to nikomu nie ufam, nawet matce - poinformowałam z goryczą.
   -To zaufaj tak jakbyś ufała gdybyśmy znali się od dziecka. Elsa proszę bez twojego wkładu się nie uda.
  -Ok - odpowiedziałam po chwili zastanowienia. - niech będzie, ale jeśli mnie oszukasz...
  -Nie oszukam - wtrącił.
  -Ale jeśli... to zabije cie - uświadomiłam go, a on pokiwał głową.
W tym samym momencie usłyszeliśmy otwierające się drzwi. Szybko odskoczyłam od chłopaka i wbiegłam w jeden z korytarzy, ponownie kryjąc się w kącie.
   -Kurwa Gonzales szukamy cie wszędzie! - zabrzmiał zdenerwowany głos Zayna. - gdzie jest ta dziewczyna?!
Zauważyłam jak chłopak schodzi schodami i z bronią w ręku podchodzi do Ryana. Po cichu szłam wzdłuż ściany zbliżając się do pomieszczenia w którym obydwoje stali.
   -Sobers szukał nowej broni i dopiero teraz ją znalazłem, zara się wezmę za jej szukanie. Przekazywałem mu, że ktoś widział ją na górze - tłumaczył się Ryan, jednak mina Zayna świadczyła o tym, że zbytnio mu nie dowierza w to co mówi.
Wyszłam z korytarza i znalazłam się koło schodów i nadal otwartych u góry drzwi. Na paluszkach zaczęłam wspinać się schodkami ku promieniom dziennego światła. Zayn stał do mnie tyłem nadal wpatrując się w Ryana.
   -Co to do licha?! - warknął Zayn, a ja spostrzegłam, że wpatruje się w cień, który stworzyłam zbliżając się do wyjścia. Mój rzekomy brat mrugnął jednym okiem, a ja domyśliłam się, że muszę teraz uciekać. Ruszyłam w pogoń za wolnością.

OD AUTORKI: Nie potrafię Wam powiedzieć kiedy pojawi się następny rozdział, ponieważ już wkrótce ferie, a nie będę miała w nie zbytnio czasu na pisanie. 11 rozdział postaram się dodać w poniedziałek, lecz nie obiecuje ;) Dziękuje za wszystkie komentarze te krótkie i długie, motywują one to jedno, lecz po drugie wyrażacie w nich własną opinie i cieszy mnie to, gdyż z moimi oczami rzadko widzę własne błędy i nie wiem co jest do poprawienia. :) Buziaki! 

niedziela, 8 lutego 2015

Rozdział 9 - Szał

   Pulsujący ból głowy dał o sobie znać od razu po wynurzeniu mnie ze snu. Leżałam wpół przytomna na łóżku pod ,rozgrzaną przez moje ciało kołdrą. Pomieszczenie w którym się aktualnie znajdowałam było pokryte mrokiem. Praktycznie nie było w nim nic widać. Usłyszałam kogoś za drzwiami, cichy skrzyp drzwi zakończył cisze, która dotychczas tutaj panowała. Światło z zewnątrz dostało się szparą między otwartymi drzwiami, tworząc wydłużający się trójkąt. Tajemnicza osoba weszła do pokoju i przystanęła na chwile, by po chwili ruszyć w stronę łóżka na którym leżałam. Zdążyłam się zorientować, że moje oczy zamknęły się już wcześniej, zaś oddech spowolnił, porównując mój wygląd do stanu w jakim znajduje się człowiek, gdy spowija go głęboki sen. Poczułam jak łózko po jednej stronie zapadło się pod ciężarem osoby, która na nie właśnie usiadła. Po cichu przełknęłam ślinę, nadal siłą utrzymując mój krótki oddech. Czułam na sobie wzrok tej osoby, a po chwili również jej dotyk ręki na moim policzku.
   -Zayn! Klienci! - krzyknął ktoś z zewnątrz.
   -Idę. - odkrzyknął i pospiesznie wyszedł z pomieszczenia.  Zatrzasnął za sobą drzwi, zaś pomieszczenie ponownie okryła ciemność. Tymczasem moje oczy otwarły się. Usiadłam na łóżku, a nogi zwiesiłam na dół. Powoli, ociężale podnosiłam się na nogach i w pierwszym momencie zakręciło mi się w głowie. Zgięłam się w pół, opierając się rękoma o kolana. Przeczekałam chwile, aż mój błędnik utrzyma równowagę i po omacku przeszukałam pokój w celu znalezienia włącznika światła. Błądziłam rękoma po ścianach, które obłożone były tapetą, poznałam to, ponieważ wydawały z siebie charakterystyczne szeleszcząc dźwięki. Jednak przycisku nie odnalazłam. Drzwi ponownie uchyliły się, a w nich stanęła ciemna postać.
   -No cześć mała. Dobrze się spało? Mam nadzieje, że tak, bo lecisz na sprzedasz. - oznajmił męski głos. Był to Harry.
  -Że co?! - warknęłam i stanęłam w pozie bojowej.
  -Ale mogę cię uratować skarbie, jeśli obiecasz, że mi się oddasz - zaproponował z drwiącym uśmiechem i zaczął bawić się moim ramiączkiem od stanika.
   -Spier-da-laj - przesylabowałam głośno.
   -No to cóż, zmarnowałaś ostatnią szanse i musimy się pożegnać. Za chwile znajdziesz nowego właściciela. - Chłopak wydawał się być obojętny.
Wpatrywałam się w niego przez chwile, Harry najwidoczniej doskonale znał układ pokoju, ponieważ bez zastanowienia podszedł do stojącego nieopodal stolika i zapalił lampkę, która była na nim ustawiona.
   -Gdzie Zayn?
   -Nie pomoże ci skarbie, to on tym wszystkim zarządza. A dla niego liczy się tylko kasa - wytłumaczył po czym dodał, jakby sam do siebie. - właściwie to chciałbym przelecieć tyle panienek ile on zdołał zaliczyć.
    -Jesteś żałosny.
    -Ale to ja tutaj żądzę - powiedział, po czym wpił swoje usta w moje.
Popchnął mnie brutalnie na łóżko, a następnie, zanim zdążyłam się podnieść, położył się na mnie. Jedną ręką trzymał obydwie moje dłonie nad moją głową. Zaczął mnie namiętnie całować, a ja próbowałam się wyrwać. Kopałam nogami i miałam nadzieje, że za którymś razem w końcu dostanie tak, że go zaboli. Jednak wszystko to szło na marne, a ja jedynie traciłam coraz więcej sił.
  Do pomieszczenia ktoś wszedł i w tym samym momencie pomógł mi z Harrym. Odciągnął go ode mnie, a chłopak obił się o ścianę i upadł.
   -Co ty kurwa robisz?! - krzyknął na niego nieznajomy.
   -Czy ty właśnie mnie uderzyłeś Ryan!
Harry podszedł i pięścią przywalił drugiemu chłopakowi w szczękę, zanim ten zareagował. Prędko skoczyłam na równe nogi i kopnęłam chłopaka o lokowanych włosach w kroczę, a następnie uderzyłam go od dołu w szczękę. Harry ponownie upadł na podłogę i zaczął jęczeć z bólu.
   -Zabije cie Elsa - wysyczał przez zęby.
   -Choć szybko - rozkazał Ryan i chwycił mnie za rękę wyprowadzając z pomieszczenia.
   -Gdzie my idziemy? - spytałam, gdy zaczął mnie ciągnąć po ekskluzywnie wyposażonym korytarzu. - gdzie my jesteśmy?
  -Pytania później. - odpowiedział krótko.
Ciągnął mnie za sobą, co skręt patrząc czy w następnym korytarzy nikt czasem nie stoi. Na szczęście nikogo nie spotkaliśmy na naszej drodze. Przeszliśmy następnie dwa piętra w dół i ponownie kroczyliśmy jeszcze bardziej luksusowymi korytarzami. Podłoga była obita czerwonymi dywanami ze złotymi elementami. Drzwi, które były osadzone co kilka metrów, zrobione były z ciemnego drewna i zdobione bogatymi, różnymi wzorami. Ogólna struktura tego miejsca przypominała hotel. W końcu doszliśmy do metalowych drzwi. Ryan otwarł je kluczem, który wyciągnął z kieszeni. Gdy weszliśmy zamknął i zakluczył je za nami. Ponownie szliśmy schodami w dół do miejsca, które wyglądało jak piwnica. Pomieszczenia miały gołe murowane ściany, na nich wisiały ledwo świecące lampy. W niektórych kątach kołysały się gęste pajęczyny, które napawały mnie strachem. Na ziemi stało mnóstwo drewnianych pudeł, niektóre z nich były pootwierane, inne zaś zabite metalowymi gwoździami.
   -Gdzie jesteśmy? - zapytałam, a mój głos rozniósł się echem.
   -Za chwile w kotłowni - powiedział spokojnie i zwolnił kroku, jednak cały czas trzymał mnie za rękę.
   -Więc? Powiesz mi czemu mnie tutaj zaprowadziłeś? Wytłumacz mi proszę gdzie ja się znajduję?
   -Jesteśmy w innym kraju.
   -Co?! - przerwałam mu, jednak nie wyrwałam swojej dłoni z jego uścisku.
   -Chcą cię sprzedać razem z innymi kobietami, które uprowadzili. Pracuję już tutaj 4 lata. Zawsze ten sam schemat, porywamy, odurzamy, sprzedajemy.
W tym momencie  oddaliłam się na dwa metry od chłopaka. Ryan odwrócił się i spojrzał na mnie.
   -Jesteście dilerami żywych ludzi.
   -Dokładnie, tym się zajmujemy - przytaknął i założył ręce na piersi.
Zaczęłam tyłem odchodzić od niego, moje ciało było już przyszykowane do ucieczki, póki nie przypomniałam sobie, że Ryan zamknął drzwi za nami. Chłopak powolnym krokiem ruszył w moją stronę. Spojrzał na mnie mrużąc oczy.
   -A ty kim jesteś? Czym się zajmujesz? Czemu wyskoczyłaś z auta? Co ukrywasz?
   -Elsa Gonzales  - powiedziałam, a chłopaka oczy zrobiły się nienaturalnie wielkie.
   -Gonzales? - dopytał, a jego usta pozostały uchylone, zaś wzrok skupiony był na mnie.
   -Ta, a co masz z tym problem?
   -Kurwa! - krzyknął i kopnął drewnianą skrzynie stojącą przy ścianie korytarza. - ja pierdole! Kurwa, kurwa, kurwa mać!
   -Po co mnie tutaj przyprowadziłeś?! - próbowałam przekrzyczeć jego wrzaski. - tylko by dowiedzieć się jak mam na nazwisko?!
   -Twoja matka? Anne Gonzales, prawda? - uspokoił się na chwilę i chwycił mnie za ramiona.
Skinęłam lekko głową, a on ponownie wpadł w szał. Kopal drewniane pudło, aż rozłożyło się na części. Chwycił się rękami za włosy i wydawało mi się, że próbuje je wyrwać. W słabym świetle ledwo widziałam twarz chłopaka, ale czerwień policzków mocno wyróżniała się.
   -Uspokój się! - krzyknęłam, ale to nic nie dało.
Podbiegłam do chłopaka i uderzyłam go ręką w policzek, by się opamiętał, a następnie swoim ciałem przycisnęłam go do ściany. Dłońmi przytrzymałam jego twarz. Ryan był o nie wiele większy ode mnie, więc nie miałam z tym problemu. Jego ręce powędrowały na moją talię, a chwile później jego głowa opadła i oparł swoje czoło o moje. Miał zaciśnięte oczy i głęboko oddychał. Z pewnością mogłoby się wydawać, że nasze aktualne ułożenie ciał wskazuje na to, że siebie nawzajem pragniemy, jednak byłoby to mylne pierwsze wrażenie trzeciej osoby, ponieważ ja nie czułam żadnego pociągu do tego chłopaka. I miałam przeczucie, że on do mnie także nie. Pomimo tego coś na między sobą łączyło. Nie odczuwałam żadnego dyskomfortu z powodu tego, że właśnie jego twarz była przy mojej, choć niespełna 10 minut temu zaczęliśmy rozmawiać po raz pierwszy. Nie licząc paru zamienionych słów na statku.
   -Co u Rev? - spytał już zupełnie spokojny, cały czas nie otwierając oczu.
Zrobiłam krok w tył i ze zdziwieniem spojrzałam na niego. Mój oddech stał się głębszy, po usłyszeniu tego, dość nieprzewidywalnego pytania. Jego głowa nadal wisiała pochylona, a jego powieki zaciśnięte. Serce ponownie zaczęło mocniej bić w mojej klatce piersiowej. Mój mózg, niczym w komputerze przeszukiwał właśnie wszystkie foldery i pliki ze wspomnieniami. Jednak sekundy uciekały, a on nie potrafił wyszukać niczego związanego z chłopakiem, który stał teraz przede mną.
   -Skąd znasz Rev? - spytałam z przerażeniem w głosie.
Chłopak bez słowa ruszył w stronę schodów prowadzących na górę. Zaczął wspinać się na stopnie i ponownie sięgnął ręką do swojej kieszeni, zapewne w poszukiwaniu klucza. Zrozumiałam, że nie zamierza choć na chwile się odwrócić.
   -Skąd znasz mojego brata Rev?! - powtórzyłam pytanie, głośniejszym tonem głosu.
Kiedy chłopak wszedł po schodach, zatrzymał się na chwile przy drzwiach wyjściowych. Pomału odwrócił się w moją stronę i zmusił do spojrzenia na mnie.
   -Bo nazywam się Ryan Gonzales - oznajmił i przeszedł przez drzwi, zatrzaskując je za sobą.


OD AUTORKI: Co myślicie o tym rozdziale? ;) Jak myślicie Harry i Zayn dadzą sprzedać Else, czy może ktoś im przeszkodzi? ;)


poniedziałek, 2 lutego 2015

Rozdział 8 - Porwanie

   Czułam w sobie złość, ponieważ całe to zdarzenie wywołało u mnie lęk. Zawsze dążyłam
, by stać się lepszą, niż mój bliźniaczy brat Rev. Jednak lęku nigdy nie potrafiłam pozbyć się z siebie. A w aktualnej sytuacji strach ogarną całą moją osobę, miałam ochotę ryczeć, jak małe dziecko. Z jednej strony żałowałam, że zrobiłam głupstwo jakim było wyskoczenie z auta, ale z drugiej strony uratowałam dzięki temu mojego brata i innych.
   Moje oczy były ciągle zamknięte, ciche chichoty chłopaków zbliżały się ku mnie. Mój umysł próbował ignorować ich bezczelne komentarze, które kierowali w moją stronę. Oparłam się plecami o bramę. Po chwili poczułam na sobie czyjś oddech.  Spojrzałam w oczy osobie, która stała przede mną. Był to Harry, jego spojrzenie było parzące. Jego ciemne oczy wręcz przepalały moje. Czułam się przy nim jak mała, bezbronna mysz, zapędzona w kąt pokoju.
   -Muszę przyznać, że byłaś dzielna i wytrwała mała - odezwał się z triumfalnym uśmiechem.
   -Proszę zabij mnie i oszczędź gadania - odpowiedziałam zrezygnowana. - macie mnie, to koniec i tak jestem już zmęczona.
   -Myślisz, że damy ci tak sobie umrzeć? I odejść bez cierpień - powiedział. - związać ją. Zayn się ucieszy.
Harry odszedł zupełnie mnie ignorując. Jego kumple założyli mi worek na głowę i związali ręce, jak przedtem mojemu bratu. Dwóch z nich podtrzymywało mnie pod pachami i prowadziło, zapewne w stronę jednego z czarnych mercedesów. Rzucili mnie do środka, a któryś z nich dosiadł się koło mnie na tyłach. Próbowałam przez całą drogę wsłuchiwać się w otoczenie i zapamiętać ile razy i w jaką stronę skręcamy, jednak była to trudna umiejętność. Całą trasę przemierzyliśmy w ciszy. Żaden z porwanych się nie odzywał. Gdy samochód się zatrzymał zdawałam sobie sprawę w jakim miejscu się znajdujemy, ponieważ już od pewnej chwili dało słyszeć się krzyki mew i szum morza. Byliśmy ponownie w porcie.
   Któryś z nich pomógł mi wysiąść z auta i trzymając mnie za łokieć prowadził do jakiegoś miejsca.
   -Uważaj, stopień - oznajmił porywacz, a ja rozpoznałam po głosie, że to Martin, chłopak z papierosem.
Kiedy ostrożnie przeszłam przez podest, moje nogi spotkały się z zupełnie innym podłożem, niż dotychczas. Ziemia była miękka, jakby wyściełana wykładziną, bądź dywanem. Od razu też zrobiło się cieplej, jakbyśmy weszli do pomieszczenia.
   -Ej! Co mam z nią zrobić? - krzyknął Martin.
   -Do Zayna - odpowiedział czyjś nieznany mi głos.
Chłopak prowadził mnie dalej, ostrzegając przed ścianami, skrętami i meblami co dało mi jasno do zrozumienia, że jesteśmy w jakimś budynku. W końcu otwarł jakieś drzwi, wepchnął mnie do środka.
   -Miłego poranka - życzył i zatrzasnął drzwi.
   -Jest tutaj ktoś? - zapytałam, jednak nikt nie odpowiedział.
Stojąc w miejscu zajęłam się rozplątywaniem węzłów na moich rękach. Szło mi sprawnie, porywacze nie byli najlepsi w związywaniu zakładników. Już po chwili sznur sam spadł na podłogę. Chwyciłam za worek lekko splątany na mojej szyi i ściągnęłam go. Moim oczom ukazało się średniej wielkości pomieszczenie, ładnie umeblowane, nowoczesnymi i drogimi meblami. Białe, skórzane sofy i szklany stolik, zaś po przeciwległej stronie duży telewizor LCD z głośnikami od kina domowego. Cały pokój był oświetlony dużym żyrandolem z przejrzystymi kryształkami.
   -Cześć Elsa - odezwał się chłopak, którego do tej pory nie zdążyłam zauważyć, choć stał praktycznie przede mną.
   -Cześć Zayn - odpowiedziałam nabierając pewności siebie. -i co teraz zrobisz? Zgwałcisz? Sprzedasz? Czy to ty masz mnie zabić? Jeśli mam wybierać to, to ostatnie jak najbardziej mi pasuje.
Drzwi huknęły o ścianę, a do pomieszczenia wszedł Harry. Spojrzał na mnie i puścił oczko, po czym rozsiadł się na kanapie.
   -Tak, więc czego chcieliście i dla kogo pracujesz? - zaczął Zayn.
   -I myślicie, że wam powiem? - zadrwiłam i z wyraźną śmiałością oparłam obie ręce na moich biodrach.
   -Znajdziemy metody mniej humanitarne - odezwał się Harry i wyciągnął nóż z poszewki, która leżała na stole. Zayn pospiesznie wyszedł z pokoju. Z pierwszej chwili nie miałam pojęcie czego się spodziewać. Chłopak ruszył w moją stronę, a ja zaczęłam się oddalać, aż natrafiłam na róg między ścianami. Serce zaczęło mocniej bić. Chłopak chwycił moją rękę i dostawił nóż do skóry. Szybki ruchem, nie zastanawiając się, ani chwili zrobił pionowe cięcie. Z bólu zjechałam w dół po ścianie. Próbowałam powstrzymać łzy cisnące się na powieki. Zacisnęłam zęby.
   -Jeszcze nie chcesz gadać? - uśmiechnął się bezczelnie i chwycił ponownie moją rękę. Wyrwałam się mu i drugą ręką uderzyłam w jego czuły punkt w kroczu. Chłopak upuścił nóż, a ja automatycznie go odkopnęłam jak najdalej, by nie mógł go tak szybko wziąć do ręki. Na kolanach poraczkowałam w głąb pomieszczenia. Harry zdenerwował się i rzucił na mnie całym swoim ciałem, dociskając mnie do podłogi. Zaczęłam wymachiwać rękami i nogami. Poczułam krew na swojej twarzy, która skapnęła z mojej świeżej rany na ręce.
   -Zabije cię! - wrzasnął, a w tym samym momencie wrócił Zayn.
Prędko chwycił Harry'ego za koszulkę i odciągnął ode mnie.
   -Jesteś popieprzony! - krzyknęłam i pokazałam mu w nerwach środkowy palec.
   -A ty się nie odzywaj - warknął do mnie Zayn.
   -Stary musimy coś z nią zrobić - zaczął Harry. - ona nam wejdzie na głowę.
   -Spokojnie, kto tu rządzi, my czy ta młoda - odpowiedział czarnowłosy.
   -Może tak... - urwał i mimiką przekazał coś chłopakowi.
   -Ino mi się kurwa nie waż! Nie masz nawet jej dotykać! - krzyknął Zayn. - zabije cie jak ją dotkniesz choć małym palcem.
  -Kurwa chciałem tylko pomóc, dałem dobrą radę, nie spinaj się.
  -Ja tu kurwa jestem, a wy pieprzycie o przeleceniu mnie! - odezwałam się.
Chłopacy nic nie odpowiadając wyszli z pomieszczenia. Po chwili usłyszałam dźwięk zamka w drzwiach. Zauważyłam drugie drzwi, więc szybko podeszłam do nich i nacisnęłam na klamkę. Okazało się, że to tylko łazienka. Korzystając z okazji omyłam ranę ręki. Krew nadal wypływała, więc wzięłam ręcznik do rąk, wiszący przy zlewie i owinęłam nim ranę. Umyłam także dokładnie twarz, która była czarna, jak gdybym pracowała w kopalni węgla.
   Weszłam do poprzedniego pomieszczenia. Słońce powoli wschodziło, a jego promienie dostawały się przez okna. Podeszłam do jednego z nich i dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że jestem na statku. W oddali ujrzałam ląd i port, które były coraz mniejszą kropeczką. Moje usta same otwarły się. Co ja teraz zrobię, pomyślałam, szczerze załamana. Usiadłam na białej sofie, moje nogi były już wyczerpane jak całe moje ciało. Nagle ponownie usłyszałam dźwięk klucza w zamku, a drzwi otwarły się.
   -Jedzenie ci przyniosłem - oznajmił jakiś chłopak w krótko ściętych, brązowych włosach.
   -A ciebie to jeszcze nie znam. Kim jesteś?
   -Celowałem do ciebie z broni.
   -Dzięki. Już pamiętam.
   -Nazywam się Ryan.
   -Ryanie myślisz, że jestem tak głupią osobą, że zjem to co przygotowali mi twoi koledzy? - zapytałam retorycznie.
   -Tak własnie myślę.
   -I się nie mylisz - odparłam i wzięłam łyk mleka z kubka. - choć wiem doskonale co jest do tego dodane. I wiem, że to trucizna. Ale marze, by się od was uwolnić, więc już wszystko mi jedno.
Następnie duszkiem wypiłam całą zawartość szklanki i przegryzłam to bułką z serem. Czułam się jak szalona wygadując takie rzeczy. Ale aktualnie życie mi nie miłe i rzeczywiście na chwile obecną wszystko mi jedno. I tak mnie zabiją.



OD AUTORKI: Dziękuje Wam za komentarze pod poprzednim rozdziałem, bardzo się nimi cieszę, ponieważ, dzięki temu czuje, że coraz lepiej pisze, czym wciągam ludzi do czytania :) Na tym mi najbardziej zależy, by ludzie z chęcią chcieli czytać moje wypociny i czekali na dalsze rozwinięcia akcji :) Jeśli nie masz czasu, chęci napisać coś od siebie pod rozdziałem to proszę Ciebie, kliknij chociaż, że czytasz w ankiecie umieszczonej po prawej stronie! :) Jeśli coś Ci się nie spodobało, coś jest niezrozumiałe to również pisz - Twoje uwagi pomagają mi się kształcić!
Pozdrawiam i buziaki :*